poniedziałek, 22 grudnia 2014

Od Artura cd Amy/Sophie

dalej je śledziłem bo nie miałem nic innego do roboty . W jednym słowie nudziło mi się ... Ta Amy mnie wkurzała , ciągle oglądała się za plecami czy za nimi idę i mówiła coś na ucho Sophie . Co ona sobie wyobrażała że ja i idiotka parą ? non sens . Po pierwsze ona nie była w moim typie a po drugie kto by się w niej zakochał ( faza wrednego Artura *_* ) chyba tylko taki koń jak Eskada. W końcu dojechaliśmy do stajnie " Podgórze " pierwsza rzecz która mnie zaskoczyła to to wydawało się że zobaczyłem moją siostrę , ale pomyślałem że to tylko moja wyobraźń ... 
Amy/Sophie

Od Amy c.d. Vanessy

Spojrzałam w stronę Vanessy. Po co ona w ogóle tam jechała? Fakt: że uratowała las przed większym pożarem, ale to przez nią piorun wyczuł punkt stojący. Czyż nie? Popatrzyłam złowrogo na dziewczynę.
- Proszę pana - zwróciłam się do ojca Sophie - my z Sophie pójdziemy zobaczyć co z końmi, ok? Mogły się przerazić tym nagłym przypadkiem. - powiedziałam chwytając Sophie za rękę.
- No dobrze. - odparł cicho, po czym zwrócił się do Vanessy. - Vanesso, uspokój Sekundę. Wykonałaś kawał dobrej roboty przyjeżdżając do dziewczyn i zawiadomieniu pożaru. - podał jej dłoń z lekkim uśmiechem.
Spojrzałam w ich stronę zła. Pobiegłyśmy z Sophie do koni. Szczęście, że nic im się nie stało. Albatros stał na końcu stajni, bo nie lubi towarzystwa. Podbiegłam do wałacha i przytuliłam go mocno. Oparł swój łeb na moim ramieniu, jakby chciał powiedzieć: wybaczam ci. Uśmiechnęłam się w duchu. Poklepałam Albatrosa i podeszłam do Sophie.
- Wszystko, ok? - zapytałam.
- Tak, najwyraźniej nic nie słyszały... - powiedziała, lecz nie dokończyła, bo do stajni weszła Vanessa.
Spojrzałyśmy obie w jej stronę. Była ona nieco zakłopotana, ale ja miałam to po dziurki w nosie. No, ale Sophie podeszła do niej. To, że ona tam poszła, nie znaczy, że ja też. Podeszłam do Albatrosa, odsunęłam zasuwę i weszłam do jego boksu. Zaczęłam masować jego boki, bo miał napięte mięśnie. Gdy się obróciłam, zobaczyłam Vanessę.
- Gdzie Sophie? - od razu zapytałam.
- Poszła na chwilę do ojca. - odpowiedziała miło.
- Aha... A ty co tak patrzysz? - zapytałam wkurzona. Wyszłam z boksu i poszłam w stronę wyjścia.

Vanessa?
PS Amy taka jest, nie musisz się przejmować ;>

Od Vanessy c.d. Sophie do Amy

Wsiadłam na Sekundę, ponieważ byłam trochę wkurzona. Zapomniałam o burzy i pojechałam w nieznajome miejsce. Sophie nie zdążyła mnie ostrzec. Zeszłam z Sekundy, popatrzyłam w niebo i... walnął piorun w drzewo. Wsiadłam szybko na Sekundę i pojechałam ostrzec Sophie i Amy, ponieważ paliło się drzewo. Sophie była już w domu z Amy więc ostrzegłam je, a Amy powiedziała:
- Zadzwońmy po straż pożarną! - powiedziała i popatrzyła się na mnie jak by chciała mi coś zrobić swoim wzrokiem. Odezwała się Sophie:
- Teraz nie czas na kłótnie! - powiedziała Sophie. I po chwili zadzwoniła po straż pożarną.

Przyjechała straż pożarna, zaczęła gasić płomienie. Było mi smutno. Przyszedł tata Sophie:
- Co się stało!? - zapytał nas.
- Palił się las - odpowiedziałam.
Byłam okropnie zła.

Amy?

Od Sophie c.d. Vanessy

No cóż. Dziewczyna na opowiadała mi się historii naszych ojców, a ja doskonale wszystko wiedziałam... To nic. Uśmiechnęłam się do niej miło, po czym odeszłam wraz z Eskadą. Może ona była tutaj trochę zakłopotana, bo jest tutaj najmłodsza? Nie powinno ją to przejmować. Wskoczyłam na klaczkę i pogalopowałyśmy do naszej stajni.

Robiło się coraz chłodniej. Zaganiałam konie, gdy dołączyła się do mnie Amy. Podałam jej kilka kantarów i zaczęłyśmy podchodzić do wszystkich koni. W końcu udało nam się je wszystkie do siebie zbliżyć. Uśmiechnęłam się do Amy, która nie była jeszcze przyjaźnie zaprzyjaźniona do ludzi. Jednak do mnie już robiła się milsza. W tym czasie przyjechała Vanessa na Sekundzie. Spojrzała na nas z grymasem.
- Już zapędzacie konie do boksów? - zapytała zsiadając.
- Tak. Robi się chłodno, zapowiadali także deszcz. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
Amy patrzyła na swoje paznokcie, po czym pociągnęła dwa konie za sobą. Ja także poszłam w jej ślady.
Gdy wprowadziłyśmy wszystkie konie do boksu, zauważyłam gdzieś dalej Vanessę z osiodłaną Sekundą... Czyżby miała chęć pojechać gdzieś? Postanowiłam jej powiedzieć, że to nie możliwe, bo zbiera się na burzę.

Vanessa?

niedziela, 21 grudnia 2014

Od Vanessy c.d. Sophie

Uśmiechnęłam się do niej, ponieważ wydaje się miła.
Trochę spanikowałam, więc zawołałam Sekundę i uciekłam bo się odwróciła.
Pojechałam do Doliny Radości. Miałam nadziej,ę że mnie nie znajdzie, bo musiałam trochę odpocząć. Ale mnie znalazła. Zapytałam się jej:
- Jak mnie tu znalazłaś? - zapomniałam że mój ojciec znał jej ojca.
- Mój tata mi powiedział.
- A no tak twój tata zna mojego tatę - nie wiedziałam że się mnie zapyta jak się poznali.
- Mój tata jak był mały, miał sąsiada, a tym sąsiadem był twój tata.Zaprzyjaźnili się. Potem jak dorośli mniej się spotykali na mecze mniej rozmawiali. Ponieważ w mojego taty życiu pojawiła się mama. A potem ja. Moi rodzice często się kłucili ze mną więc się wyprowadziłam. Potem kłucili się ze sobą, więc tata nie wytrzymał i się wyprowadził do Włoch i założył nową rodzinę. A ja nie wiedziałam że moja mama ma nowotwór jak tata się wyprowadził nowotwór stawał się coraz większy i większy aż w końcu moja mama nie mogła wytrzymać i umarła. Wtedy twój tata mnie pocieszał.
Sophie się zdziwiła, że jej tata tego jej nie powiedział.
-Vanessa - powiedziała. - Masz ładnego konia.
Ostrzegłam ją żeby nie podchodziła, ponieważ Sekunda jest strasznie płochliwa oraz nieufna.
-Ty też masz ładnego konia. - powiedziałam.


Sophie?

Od Amy "Historia"

Stoję na krawędzi. Nikt mnie nie powstrzyma przed samowolnym spadnięciu na dno. Odrywam stopę jedną. Chwieję się. Jestem teraz na krawędzi rozpaczy. Upadam..., lecz w duchu podpiera mnie mój najlepszy przyjaciel. To on każe mi wstać, jak leżę. To on każe mi być miłym, jak jestem groźna. To on pomaga mi we wszystkim, w czym nie jestem dobra... Czasem ma się tych prawdziwych przyjaciół, którzy zawsze pomogą ci w potrzebie. Takim moim przyjacielem jest Albatros. On zaspakaja moją duszę, pociesza. Szkoda, że to jako jedyna osoba, która taka jest w moim życiu. W wieku 16 lat rodzice porzucili wredną, głupią i chamską dziewuchę imieniem Amy. Nie wiedziała ona co ze sobą zrobić. Nie chciała już swoich błagać o litość, wręcz przeciwnie. Chciała ona od nich uciec jak najdalej. Nie dbała już o siebie, nie miała co jeść, pić, brudna wałęsała się po ulicach. Wszystkich odrażał jej fatalny wygląd. Pewnego dnia uznała, że nie ma już po co żyć. Znalazła ciche, spokojne piękne miejsce. Pod jabłonią usiadła i chciała usnąć z myślą, że Bóg ją zabierze ze świata okrucieństwa. Po obudzeniu się, była rozczarowana tym, że nie ma jej tam, gdzie powinna być. Wstała powoli i ujrzała przed sobą piękną istotę. Tajemnicza postać podeszła do niej i dmuchnęła prosto w twarz. Obejrzała się. Może i to przeznaczenie? Spojrzała na ciągnący się za nim uwiąz. Wzięła go i z ręką z tyłu poszła w środek lasu. Nie słyszała stukotu kopyt. A jednak nie jesteśmy dla siebie stworzeni - uznała. Wtem upadła na ziemię.
- Ał... - jęknęła cicho.
Poczuła jakby ktoś ukuł ją długą gałęzią. Więc nie zdziwiła się widząc za sobą izabelowatego konia z gałęzią w pysku. Uśmiechnęła się do niego. Wstała. "Co zrobi jeśli na niego wsiądę?" - zapytała sama siebie. W końcu jeden raz się żyje. Po zamachu nogami wsiadła na ogromnego wałacha rasy Quarter Horse i pogalopowali przed siebie. Poczuła istny wiatr we włosach. W pewnym momencie ujrzała przed sobą kłodę, a po kłodzie jezioro. "O, nie!" - pomyślała, po czym złapała się kurczowo grzywy. I stało się. Koń skoczył, a wraz z nim Amy. Wylądowali w wodzie. Jaka ona była zimna! Jednak konikowi to nie przeszkadzało, bo od razu popłynął sobie dalej. Amy poczuła orzeźwienie...
- Nie ruszać się! - usłyszała komendę.
Odwróciła się w stronę głosu i ujrzała wysokiego mężczyznę w mundurze.
- Co zły mężczyzna ode mnie chce? - zapytała z ironią w głosie.
- Przypłyń tu małolato. Gdzie twoi rodzice? - zapytał trzymając w dłoni strzelbę, celując we mnie.
- Panie, oni są za tobą. - mrugnęła.
On rozglądnął się, po czym z koniem wypłynęli na brzeg. Pogalopowali potem prosto przed siebie. Gdy skończył się już las, a on był na prawdę długi, uznała, że czas na odpoczynek. Koń był cały mokry, a ona zmęczona. Może powinnam się nieco zmienić?

C.D.N.

Od Amy c.d. Artura

Zobaczyłam Sophie. Tak, to biedna dziewczyna. Ugania się za nią jakiś niedorajda... No cóż.
- Cześć, Sophie. - powiedziałam z szerokim uśmiechem. - Ten chłopczyk chce ci coś wyznać.
Widać, że dziewczyna była nieco zdziwiona, a chłopak zrobił się czerwony jak burak.
- Yyy. Mam twojego konia. Ciekawe co on tam robił... - powiedziała w końcu.
- No bo, wiesz... uciekł mi. - odparł po chwili.
- Haha obiecanki cacanki. Może ja nie będę się już wtrącała, ale koń był przywiązany, zły chłopcze. Sophie, choć ze mną do domu. Przebiorę cię w coś suchego, a później pojedziemy na przejażdżkę, okej? - odparłam.
Sophie popatrzyła tylko na Artura, podała mu wodze konia i odeszła z Eskadą i ze mną do domu. Po kilku minutach Sophie była sucha i przebrana. Razem udałyśmy się na przejażdżkę. Dziwiło mnie jednak to, że ten chłopak dalej nas śledził... Dziwny z jego artykuł...

Sophie/Artur?